Karlheinz Deschner "Krzyż Pański z Kościołem"

Deschner to jeden z większych krytyków Kościoła. W formie esejów — jak w "Krzyż Pański z Kościołem" jest jeszcze znośny — jego krytyka jest bardzo ostra (w Polsce praktycznie występuje taka tylko w obiegu prywatnym, w publicznym o Kościele można mówić albo dobrze, albo wcale — z której to reguły czyni się tylko wyjątki dla niektórych postaci Kościoła), ale mnie nie razi. Że bywa niesprawiedliwa (co mnie razi), można się dowiedzieć z "Historii kryminalnej Kościoła", gdzie Kościół jest krytykowany często ze sprzecznych ze sobą stanowisko — czasem pragmatyzmu propaństwowego, czasem idealizmu. Choć przyznaję, że wolę kogoś, kto mówi otwarcie, że jest stronniczym autorem, od tych którzy jedynie udają obiektywizm.

Deschnera czytałem lata temu. I teraz go wspominam tylko dla potrzeby tej notki. Choć kto wie, do jego antyklerykalnych szkiców może kiedyś wrócę.

Fragmenty:

“Objaśnienie znaczy jednak zgorszenie: kto objaśnia świat, uwidacznia jego brud.”

“… Jeden z najuczciwszych teologów, jakich Bóg kiedykolwiek powołał do życia….”

“I tak Schopenhauer pisze (na marginesie warto zauważyć, że jest całkowicie zgodny z zaleceniami talmudystów), iż w przypadku filozofa winna “być aktywna nie tylko głowa, ale i genitalia”; właśnie z tego powodu zaleca – często fałszywie rozumiane – małżeństwo á quatre.”

“Wszelkiego splamienia się, a już zwłaszcza stosunku cielesnego, nade wszystko winni jednak byli unikać kapłani. Kto bowiem był bogom najbliższy, jednocześnie najbardziej narażał się demonom, zwłaszcza duchom złym i zwłaszcza podczas stosunku, a duchy owe bardzo chętnie wnikały w kobietę, nadto miały szczególną słabość do różnych otworów ciała.”

“Według Tomasza, tak jak zdaniem jego nauczyciela, Alberta, mężczyzna powinien płodzić jedynie chłopców, już choćby dlatego, że pełne “urzeczywistnienie rodzaju ludzkiego jest męskie”. Jeśli mimo wszystko rodzą się dziewczynki, to, w opinii patrona wyższych uczelni katolickich i światła teologów, winne jest albo męskie nasienie (“corruptio instrumenti” Alberta), albo krew macicy, albo też “wilgotne wiatry południowe” (venti australes), które, przynosząc deszcze, powodują jednocześnie rodzenie się dzieci o większej zawartości wody, a więc dziewczynek.”

“Im donioślej chwalono dziewicę, tym bardziej degradowano każdą (żyjącą w sposób naturalny) kobietę. Mamy tu do czynienie, z jednej strony, z niewyobrażalną wręcz gloryfikacją, z drugiej - z nie znającym prawie granic zniesławianiem. Obie te postawy stale na siebie wzajemnie oddziaływały.”

“W podręczniku dla spowiedników autorstwa I.-B. Bouviera, biskupa le Mans (książeczkę tę można nabyć tylko za zgodą przełożonego seminarium duchownego lub generalnego wikariusza diecezji) ciężki grzech popełniają małżonkowie, gdy “oddają się aktom obscenicznym, sprzecznym z poczuciem wstydu”, na przykład “gdy żona bierze członek męża do ust, kładzie go sobie między piersi lub wsuwa do odbytnicy”. Grzeszą ciężko, “zwłaszcza gdy mąż, dla zwiększenia rozkoszy” – ten aspekt to, jak zawsze, crimen capitale – “bierze żonę od tyłu, jak czynią to zwierzęta, lub gdy kładzie się pod nią, zmieniając w ten sposób role. Takie zbłądzenie jest często wyrazem zdrożnej lubieżności, która nie chce się zadowolić praktykowaniem kopulacji w tradycyjny sposób.”

"Zaprawdę trudno pojąć, dlaczego “tradycyjny” akt, polegający na tym, że małżonka leży na plecach, a mąż na niej facies de faciem, jest normalny, poprawny i aprobowany przez Boga, dlaczego spośród wszystkich licznych możliwości, ta jedna i tylko ona miałaby mieć przedwieczną akceptację, chyba że owa pozycja, której zresztą podobno inne kultury albo zupełnie nie znają, albo nie przywiązują do niej znaczenia, uważając niekiedy za komiczną, istotnie należy do “najmniej efektywnych spośród tych, jakie wymyślił sobie człowiek”.”

““Akt małżeński”, wyrażenie, którego biskup też nie może polecić “duszpasterzom”, prowadzącym naukę winien opisywać w następujący sposób: “Wyprowadzająca z łona matki brama wejściowa, która otwiera się w chwili narodzin dziecka, a później ponownie staje się małą furtką, jest bramą wejściową, przez którą znajdują sobie drogę do łona matki męskie zarodki życia.””

“Bo choć nawet najbardziej postępowi teologowie bynajmniej wcale sobie nie życzyli, by damy zasłaniały wszystko, hołdując wręcz zasadzie: “lepiej naga, niż źle ubrana”, to przecież jednak Kościół oficjalny żądał czegoś przeciwnego.”

“W czasach późniejszych, Abraham a Santa Clara wyklinał kobietę á la mode, gdyż “nie tylko bezwstydnie odsłania swoją twarz (!)”, lecz także swoje “dwie piersi jak przeklęte góry Gilboa”, przymuszając je bandażami i opaskami, by sterczały w górę”, “jak dudy” i wystawia je “jak baby na targu warzywnym dwa melony, które, gdy zgniją, rzuca się świniom”.

Protestanckie sumienie burzyło się w bynajmniej nie mniejszym stopniu. W XVIII w. w Amsterdamie kapelusze i suknie pewnej pastorowej przez dziesięć lat były przyczyną najcięższych burz. Ba, obyczajni Anglicy zaczęli zasłaniać nawet nogi fortepianów, jako zbyt intensywnie przywołujące im na myśl dolne kończyny dam.”

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 License