Wielkie marzenie mojej młodości. I chyba nie tylko mojej, bo gdy w latach 80-tych "Burza nad Pacyfikiem" się ukazała (a dokładniej pierwszy tom), zdobyła wyróżnienie "historycznej książki roku". Zdobywana z trudem, pierwsze polskie obszerne i bardzo solidne opracowanie o walkach na Pacyfiku w czasie II wojny światowej. Opracowanie ważne, bo mało Polaków pamięta o dacie zakończenia II wojny światowej… I ten stan trwa, mimo iż sytuacja się mocno zmieniła i obecnie o publikacje dotyczące wojny na pacyfiku prawie równie łatwo jak o publikacje dotyczące wojny w Europie; a na pewno łatwiej od solidnych opracowań o "froncie wschodnim".
Flisowski się nieco zestarzał, w wielu szczegółach późniejsi autorzy wytykali mu błędy (a zwłaszcza bezkrytyczne wypisywanie informacji z Morisona), ale nadal czyta się go znakomicie. Wtedy niewielu polskich autorów tak pisało (choć akurat marynistyka była na tym polu dość szczęśliwa) — w stylu "reportażu historycznego", czyli trochę jak Cornelius Ryan w O jeden most za daleko.
Fragment:
"A jak pisze stary podręcznik taktyki morskiej bardzo przenikliwie: “Omyłki są rzeczą normalną, błędy rzeczą zwykłą; wiadomości rzadko kompletne, często niedokładne i wprowadzające w błąd…""