Robert Pirsig "Zen i sztuka obsługi motocykla"

Zacząłem czytać zachęcony przez Kolegę i stopniowo się zniechęcałem. Ale, skoro wszystkie książki staram się dokumentować, to i tę postaram się jakoś opisać.

"Akcja":
"Zen i sztuka obsługi motocykla" ma trzy podstawowe linie akcji:
1) wakacyjna podróż z synem i znajomymi przez USA (na zachodnie wybrzeże);
2) wspomnienia z nieudanej kariery nauczyciela retoryki;
3) przemyślenia i rozważania, głównie skoncentrowane wokół 'odkrycia' trudności w zdefiniowaniu pojęcia jakości, zdefiniowanie tego pojęcia i tworzenie nowej filozofii wokół tego odkrycia.
Wszystkie trzy akcje zazębiają się i wzajemnie wspierają.

Warto przy tym zaznaczyć, że autor sugeruje, iż sam jest bohaterem swojej opowieści. Trudno mi powiedzieć, na ile prawdziwie przedstawia siebie samego, zresztą o ile do "motocyklisty z synem" (akcja 1) odczuwam sporo sympatii, choć jego historia jest dość banalna, o tyle zadufany w sobie młody, a niedokształcony uczony, który przedstawia się jako człowiek arcyinteligentny, a swoją subiektywną wizję świata próbuje przedstawić jako obiektywną rzeczywistość (akcja 2) budzi moją niechęć. Autor sugeruje, że to jednak osoba, "motocyklista" jest jednak niejako spacyfikowany, pogodzony z życiem, a Faidros (tak nazywa siebie samego z akcji 2), to 'wilk' poszukujący intelektualnej strawy i intelektualnej walki. O ile utożsamiam bohatera z samym Pirsigiem muszę uznać pewną potencjalną prawdziwość psychologiczną obu tych portretów bohaterów. (Wygodnie byłoby się odwołać do freudowskiego podziału na superego (dobry tatuś jadący z synem na wakacje) oraz ego (zadziorny i zadufany w sobie młodzian), tyle że to aż nazbyt wygodne; nawet jeśli dające się pogodzić z uznaniem narratora za samego Pirsiga.)

Właściwie cała reszta jest próbą rozbioru tego, co jest w głowie narratora. Należałoby więc wskazać, że jest to osoba, która poszukuje pewnej 'filozofii', czego nie należy mylić z 'umiłowaniem mądrości' (jak to jest w definicji platońskiej — zresztą sam autor chętniej nazywa się sofistą niż filozofem, odwołując się do dawniejszej tradycji), czy analitycznym badaniem rzeczywistości (mimo prób w tym kierunku). Bohater szuka czegoś głębszego od wygodnego i bezmyślnego życia w materialnym świecie, ale jednocześnie czegoś wygodnego dla swojego typu charakteru. I w gruncie rzeczy prostego. Z góry niejako odrzuca myśl Zachodu, z góry traktując umysły (i filozofie) jako romantyczne i analityczne, a więc (jego zdaniem) niepełne.

W swoim poszukiwaniu odwołuje się do filozofii Wschodu, co w czasach powstania książki było popularne (zresztą z falami popularności filozofii Wschodu jest powiązana popularność Pirsiga) choć nie rozwija tego tematu. Wschód jest pewnym wzorem, ale chyba sam bohater nie potrafi być "uczniem", a i jest przy tym dzieckiem "Zachodu". Szuka więc pretekstu do ugruntowania własnej wersji filozofii Wschodu w sposób zdefiniowany zgodnie z wzorcami 'filozofii Zachodu' — taką okazję znajduje dzięki własnej definicji 'jakości', poniekąd pochodnej nauczania retoryki.

Fakt, że bohater nie odwołuje się do prób zdefiniowania dobra, czy cnoty, które są jednym z naczelnych tematów filozofii Zachodu, odwołując się jedynie w końcówce, jedynie do pojedynczych dzieł (a i to wspartych brykami, a nie solidną nauką…) niestety dobrze odpowiada 'jakości' jego własnej propozycji.

(Jak widać trudno mi uniknąć pewnego sarkazmu pisząc o Pirsigu, choć jest on wyrazem niechęci w znacznej mierze irracjonalnej… Po prostu widzę tu 'Fajdrosa', bohatera akcji nr 2, zadufanego w sobie człowieczka, który choć dobrze nie odrobił obowiązkowych lektur w temacie, próbuje przekonać, że jest najmądrzejszy, że jego rozwiązanie jest najprawdziwsze, i że tego wszystkiego dowodzi jego emocjonalne zaangażowanie i leczenie psychiatryczne. I to jeszcze chodzi o mądrości na gruncie metafizyki, dziedziny, co do której pozostaję bardzo sceptyczny; i to jeszcze nawiązując do filozofii Wschodu, tak jak to robili hippisi w latach 60-70-tych, albo później zwolennicy New Age. Dużo tu rzeczy, które budzą moją niechęć…

Sarkazm ten ma i inne podstawy — pamiętam o wiele lepsze zdefiniowanie przedmiotu analizy: zabawniejsze, lżejsze, bardziej obrazowe, skłaniające do głębszych przemyśleń u… Platona. Gdyby "Fajdros" solidniej się uczył, zafundować mógłby solidniejszą książkę…)

—-

Staram się jakoś książkę ocenić i przychodzi mi to z trudnością. I tak:
1) "Akcja 1" to mało efektowna 'powiastka drogi', która jest dla mnie zupełnie neutralna.
2) "Akcja 2" — Fajdrosa zdecydowanie nie lubię — za cechy charakteru, za model emocjonalności. Chyba jedyny raz, gdy wzbudził moją sympatię, to podczas 'pojedynku' z profesorem filozofii, jako żywy sofista — oczami wyobraźni zobaczyłem dinozaura odtworzonego z DNA zachowanego w krwi (jak w Parku Jurajskim). Ale sam fakt traktowania tego jako pojedynku, zadufania, że na pewno się ma rację, liczenia punktów jak bramek… to takie dziecinne…
3) "Akcja 3" — ocena przesłania 'filozoficznego' to sprawa trudna. Znajomy (cięty na filozofię w ogóle), określił tezy Pirsiga jako nie godne nawet miana filozofii, jako formę 'voodoo'. Rzeczywiście, nie jest to filozofia w rozumieniu naukowym, jest to raczej pewna 'życiowa nauka' (mimo pretensji rozwiniętych przez zwolenników do formy MoQ — "metafizyki jakości"). Jako taka jest zasadniczo dobra: uczy głębokości zaangażowania, przeżywania we wszystko co się robi, szacunku dla pracy (własnej i obcej) i kontemplacji. Na duży plus muszę zapisać pogodzenie tej filozofii z nauką i techniką, którym bohater nie jest wrogi — to w czasach, gdy powstawało "Zen i sztuka obsługi motocykla" wcale nie było takie oczywiste, większość inspirowanych filozofiami Wschodu dróg ucieczki od konsumpcyjnej cywilizacji gardziło także techniką. Do myślenia daje stosunek do przyrody, a dokładniej kwestia wykrzywienia go w umiłowaniu przyrody naprawde dzikiej, nieludzko dzikiej. Nie wiem, czy Pirsig ma tu rację — chyba jedyny raz stawia mnie przed dylematem — całą resztę miałem już wiele razy przemyślaną i wyczytaną, często w dużo lepszej formie. (A właściwie zawsze w innych słowach, wciąż się łapałem na tym, że dany temat świetnie znam, tylko autor 'ukrywa go' pod fałszywą nazwą.) Pozostaje wreszcie ostatnia rzecz, owa "metafizyka jakości", w której ja dostrzegam jedynie pretensję zadufanego w sobie Fajdrosa i nie jestem jej w stanie poważnie traktować. Poniekąd dla powodów, o których wspomniałem wyżej.

To wszystko skłania mnie do obojętności wobec tej książki — jak na 350 stron to nie jest to głębokie przeżycie i nauka. Inną jednak postawę rodzi jednak fakt polecenia jej i dyskusji na blogu… Tu miałem pewne oczekiwania, które skłaniają mnie do poczucia rozczarowania. I sprowokowały mnie do dużych i niechętnych komentarzy.

—-

Nawiasem mówiąc, czasem snuję prywatną teorię, że 'filozofia' jaką przyjmujemy jest pochodną charakteru i temperamentu. Sam mam skłonności bardziej "analityczne" (umysł klasyczny wg Pirsiga) i wszelkie romantyczne poszukiwania (jak poniekąd i jego) potrafię traktować tylko jako formę sztuki, a nie poważną propozycję intelektualną. To nie jest racjonalne przekonanie, podobnie jak racjonalnym przekonaniem nie jest wiel twierdzeń Fajdrosa, który odrzuca pewne myśli bez poważnej analizy i przytoczenia (choćby po to by polemizować) innych możliwości. Może dlatego jestem organicznie odporny na jego propozycje?

—-
Robert M. Pirsig Zen i sztuka obsługi motocykla (tłum. Tomasz Bieroń), Zysk i S-ka, Poznań 1999

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 License