Zdzisław Skrok "Słowiańska moc"

Skąd przybyliśmy? Właściwie to bardzo trudne pytanie. Ileś pokoleń wstecz potrafimy zerknąć, około tysiąca lat sięga spisana historia. A co wcześniej? (Zostawiam nawet na boku pytanie: co obok?)

Kiedyś istniał narodowy dogmat, że Polacy od prawieków zamieszkiwali te ziemie. Aż chciałoby się zapytać, czy aby tu nie wyewoluowali, bądź — czy Adam i Ewa mieszkali na Wawelu. (Autor pisze, że za PRL to wręcz był zapis cenzury, ale sam to podważa wskazując, że jednak inne publikacje ukazywały się (legalnie), tyle że w małym nakładzie. To chyba raczej coś takiego, czego nie wypada głośno mówić, jak nie wypadało głośno mówić o Niemcach na Śląsku, czy Pomorzu. Teraz zapisów nie ma, dyskusja trwa, choć chyba argumenty allochtonistów przeważają.)


Książka Skroka składa się z dwóch części:

Pierwsza (Wyjście z ciemnego lasu) traktuje o pochodzeniu Słowian, oraz o wszystkich wpływach — autor łatwo i bezkrytycznie cytuje niemal wszystkie hipotezy o 'nauczycielach' Słowian i impulsach państwotwórczych. No, może nie wszystkie, bo uważa Słowian za kompletnie pozbawionych instynktu państwowego, którzy wszystko zawdzięczają Germanom czy Sarmatom w tej mierze. (Ale nie jest to jakaś szczególna germanofilia, bo dla autora kwestie nacjonalistyczne, zwłaszcza rzutowane na wczesne średniowiecze, nie mają żadnego znaczenia). Stąd nie ma ani słowa o państwie Wielkomorawskim.

Mimo pewnego braku krytycyzmu i braków literaturowych (aż zabawnie płaskie są opisy obyczajów Słowian w porównaniu do "Barbarzyńskiej Europy" Modzelewskiego!), tę pierwszą część mogę wszystkim polecić, sugerując jedynie, by na niektóre argumenty autora patrzeć z przymrużeniem oka..

Część druga (Zapomniane źródła mocy) stara się traktować o wierzeniach i wyobrażeniach dawnych Słowian. Zdradza ona zdecydowanie nadmierne fascynacje autora szamanizmem i różnymi modnymi w epoce New Age (choć już ten okres chyba szczęśliwie minęliśmy…) 'energiami kosmicznymi'. Choć zawiera parę ciekawostek, jej wartość poznawcza jest niewielka… No, może poza tym, że dowiedziałem się o halucynogennych właściwościach muchomora czerwonego. (Nie żebym sam chciał spróbować, lub kogokolwiek zachęcać.)

Fragmenty:

"W czasach zamętu i okrutnych wojen, gdy waliły się gruzy, odwieczne zdawałoby się systemy polityczne, gdy wszystko było do stracenia, ale i do zdobycia, ich [=Słowian] strategia okazała się zwycięska. Zająć opuszczony teren; zbudować niewielkie domostwa; uprawiać proste, ale pożyteczne rośliny, nie winorośl, ale proso; ulepić garnki, które bez żalu można porzucić, gdy znów należało udać się w drogę. Mieć niewiele dobra kuszącego do rabunku; bogactw szukać u innych, wyczekując odpowiedniego momentu; wobec obcych i silnych stosować zasadę mimikry, nie ujawniać prawdziwych intencji, rozsiewać fałszywe informacje; z silnymi, mającymi dobrą passę, wchodzić w alianse nawet za cenę poniżeń i cierpień; trzeźwo oceniać własne możliwości, płodzić jak najwięcej dzieci i uczyć się nowego życia — taki był słowiański survival."

(Wiele z tej charakterystyki wydaje się aktualne do dziś. Może poza płodzeniem jak największej liczby dzieci i trzeźwością oceny możliwości.)

"Z języka gockiego pochodzą więc prasłowiańskie słowa ksiądz (psł. k'nęg'), czyli książę, chleb (psł. chleb'), lek (psł. lek'), szkło (psł. st'klo), cudzy (psł. t'ud' - obcy. To ostatnie określenie jest szczególnie wymowne, wskazuje bowiem, że dopiero po opuszczeniu ustronnej praojczyzny nasi przodkowie w pełni uświadomili sobie istnienie obcych, odmiennych kultur."

(Transkrypcje są moje, na pewno niedoskonałe. Ale w sumie dlaczego takie znaczenie ma 'obcy', czy nie wystarczy 'Niemiec', czyli 'ten co nie mówi' (w zrozumiałym języku)?)

[O kopcu Kraka] „O tym, że inicjatorem jego usypania mógł być awarski namiestnik, świadczyć może również inna z ważnych krakowskich legend opowiadająca o smoku żyjącym w podziemiach pobliskiego Wawelu, siejącym spustoszenie, domagającym się krwawych ofiar. Smok bowiem w słowiańskiej mitologii symbolizował to, co najbardziej dzikie i okrutne, a co Słowianom przez wiele stuleci objawiło się pod postacią dzikich, przerażających nomadów nadciągających ze wschodnich stepów – Hunów, Awarów, Połowców, Tatarów. Smok pod Wawelem może być więc daleką, legendarną reminiscencja okrutnego awarskiego namiestnika sprawującego władzę z grodu na Wawelu. Tym bardziej, że wawelski smok, czyli prasłowiański żmij, miał licznych pobratymców rozrzuconych w wielu miejscach Małopolski. Pozostały po nich grodziska zwane Żmigrodami w Sandomierzu, Opatowie, Lublinie, Żmigrodzie koło Dukli. W grodach tych rezydować mogli również awarscy namiestnicy lub awarskie drużyny w bezwzględny i okrutny sposób egzekwując daniny od miejscowej słowiańskiej ludności.”

„Ten rodzaj postrzegania świata skończył się na skutek zmian cywilizacyjnych, a także zmian w ludzkim mózgu, w jego sposobie percepcji. Najwcześniej przemiana ta nastąpiła w starożytnej Grecji, gdzie już w V wieku p.n.e. „odczarowano świat” przez rozwój myśli racjonalnej, krzewionej przez wielkich filozofów przyrody – Talesa z Miletu, Anaksagorasa, Heraklita – wspieranych przez filozofa podejrzeń – Sokratesa. To za ich sprawą bogowie, dotychczas goszczący ludzi, schronić musieli się w niebie, bo na ziemi zabrakło dla nich miejsca. Coraz większe też znaczenie w pracy ludzkiego umysłu zaczęła odgrywać lewa półkula mózgu odpowiedzialna za krytycyzm i racjonalizm. Według tego myślenia tamten świat był tylko urojeniem rozstrojonego umysłu. Od tej pory znikł fantastyczny sen wyświetlany z ludzkiego mózgu za pośrednictwem oczu i uszu. Dziś zastąpiły go filmy realizowane na podstawie książek Tolkiena, wyświetlane na kinowych i telewizyjnych ekranach, ale są one jedynie namiastką tamtych wstrząsających, pełnych mocy i bezpośredniego uczestnictwa snów śnionych na jawie. Bo w porównaniu z emocją, jaką niosło spotkanie twarzą w twarz z Zeusem albo Perkunem, z duchem drzewa lub kamienia, nawet najbardziej fantastyczny obraz produkowany przez nasze „fabryki snów” wypadnie blado i nieprzekonywająco.”

„Donosi nam również o tym, że „Słowianie upijają się napojem, który nazywają miód”. A miód ten, prasłowiański med’ to bez wątpienia zaopatrzony w grecką końcówkę „medos” z relacji Priskosa! I równocześnie jest to najstarsze słowiańskie słowo utrwalone w piśmie, słowo wymowne i pełne mocy, bo odnoszące się do oryginalnego słowiańskiego napoju alkoholowego, pośrednika ułatwiającego chwilowe rozluźnienie kontaktu z nazbyt niekiedy dotkliwą materią codzienności.”

„Zdrowie, żywotność i dobrą kondycję zawdzięczali też dawni Słowianie… wytrwałemu chodzeniu. Byli wielkimi chodziarzami, co zgodnie podkreślają wczesnośredniowieczni kronikarze. Nie było to jednak tylko zwykłe przemieszczanie, żmudne zmierzanie do celu. Nasi przodkowie uprawiali marsz mocy, w którym rytm kroków odpowiadał rytmowi oddechów wypełniających ich ciała ożywczym strumieniem kosmicznej energii.”

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 License