Stanisław Lem "Dzienniki gwiazdowe"

"Dzienniki giwazdowe" to zbiór opowiadań o Ijonie Tichym (i jego rodzinie…). To Lem trochę 'doroślejszy' niż w "Bajkach robotów", ale utrzymany w podobnej stylistyce — pełnych humoru i absurdu (często jednak przykrywających bardzo trafne obserwacje socjologiczne i dyskusje filozoficzne) historii utkanych z tkanki języka (bo jak potraktować "pieczone pismaczki w malignie" z "Ratujmy kosmos"?).

Czytam "Dzienniki gwiazdowe" po raz kolejny, wciąż w innych opowiadaniach znajdując coś ważnego. Pierwszy zachwycał mnie "Profesor Corcoran", który przedstawił w sposób bardzo plastyczny solipsyzm. Potem "Podróż dwudziesta czwarta", z Upowszechniaczem Porządku Absolutnego — o kryzysie społeczeństwa dostatku, które oparło się na zbiorze fałszywych wartości. Oczywiście bawią mnie nieodmiennie Podróże Siódma i Ósma (ta ostatnia była bardzo ważna przy pierwszej lekturze, jako nastolatek miałem więcej poczucia 'wielkości człowieka', jego godności, co Lem słusznie wykpiwa, określając człowieka jako Szaleja Potworniaczka (Artefactum Abhorrens)), czy "Podróż dwudziesta", będąca podróżą w czasie. Później dopiero odkryłem antytotalitarną "Podróż trzynastą" (z Mistrzem Oh i Rybicją). Przy tej lekturze znaczenia nabrały "Podróż dwudziesta trzecia", bo czasem mi się wydaje, że tak jak zwiadowcy-roboty i my udajemy kogoś innego i wystarczy zrzucić maskę, a wszystko się zmieni; oraz "Tragedia pralnicza", może najbłahsza w treści, ale bardzo aktualna, bo rzeczywiście przeżywamy co jakiś czas szybko rozwój urządzeń, które zdobywają popularność nie za własną funkcjonalność, a za dodatki — tak jak pralki w tym opowiadaniu. (Tyle, że ostatnio są to telefony komórkowe…)

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 License